poniedziałek, 5 stycznia 2009

Koinonia

Uporczywe wracanie, do tamtej rozmowy sprzed siedmiu lat - nie daje spokoju.
Prawdę mówiąc , pamiętam rozmowę, twarz, sylwetkę imię i miejsce dokładnie, a miesiącem mógł byc tylko marzec.
..ale roku nie jestem pewien.
To ustalę, raczej 2001 - rower był wtedy jak najbardziej jeszcze sprawny.
Wracałem z Realu, który niedawno otwarli.
L.był wtedy wojewodą jeszcze.
WTC stały jak najbardziej, a złudzenia gdzie jestem, były wciąż całkowite.
Dlaczego nie wróciłem tam zaraz, w ciągu tygodnia najpóżniej ?
Po co tyle lat zmarnowałem ?
Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem..
..
Pokornie utknąłem w tym bloku mojego obozu.
..
Więc minęło siedem lat, a niebawem minie i osiem ?
Mistrzu, - jak mogłeś dopuścić?
Dziś znów tam wędrowałem, ale pomyliłem autobus i zamiast do 45 wsiadłem do 46- i ta drobna różnica, spowodowała inną trasę - bo choć kierunek był ten sam; północna dzielnica,
znalazłem się jednak po drugiej stronie tamtej góry, w osiedlu Na Stoku, a było juz dość póżno, i minąłem jakies blokowisko, zrobiłem parę ujęć - lecz ostatnie pięknej choinki koło przedszkola.
Spostrzegłem, że za mną stoją ludzie, bo był to przystanek.
Nie było zadnych tablic i spytałem fajną dziewczynę jakie numery tutaj stają; więc 49 i 39 - odpowiedziała bardzo uprzejmie - a ja byłem zaskoczony; są to przecież linie do Osiedla !
Nagle nadjechał autobus 49 i..
Wsiadłem.
Po drodze, na Sadach , autobus przechylił się na przystanku, kierowca wysiadł
i wysunął się podest; kto wjeżdża ?
..Pani P. -którą
za każdym razem , jak tam byłem spotykałem, ale koło tych super-marketów - gdzie dziś nie dotarłem - jak to możliwe ?
Co to moz znaczyc ?
To jedna z moich postaci; Pani P., jej mąż, dwie córki - które od lat spotykam tu i tam, ale najczęściej w barze Jagienka -tam wprost regularnie, jak długo się stołowałem.
Ta okoliczność dziś, przybiła mnie - i spokorniałem.
Wprawdzie jestem wykończony, ale jeszcze chodzę - pocieszałem się i..po raz kolejny
zwiedzałem halę Lidla, nawet nie po to, żeby coś kupić, ale zobaczyć i pomyśleć, że coś jest fajne i potrzebne - a potem kupić jak zwykle butelkę soku marchwiowego, i z całą powagą uiścić należność.
Ta cała procedura jest dla mnie terapią, nie gorszą niż wędrówki autobusami - odkąd stało się to możliwe.
Zatem od pół roku, albo trochę więcej.
Także postowanie, ale to dziwne pisanie i nie-pisanie, jest też czymś innym jeszcze.

Brak komentarzy: